Zanim zarzucisz mi „ej, przecież ty jesteś teraz w internecie…” to pozwól, że się wytłumaczę.
Bardzo dbam o to, żeby moje media, w których się z Tobą komunikuję, były wolne od „szumu informacyjnego”, a mówiąc bardziej dosadnie, wolne od bzdur dietetycznych.
Zdaję sobie sprawę, że łatwiej byłoby mi pisać rzeczy typu: jak schudnąć 10 kg w miesiąc i namawiać ludzi, żeby przez te 4 tygodnie jedli dziennie tylko 1 kilogram jabłek. Toż to genialne! I powtórzę jeszcze raz, bardzo łatwe. Chyba KAŻDY umiałby coś takiego napisać.
I jeszcze mogłabym brać za to pieniądze, bo „nowatorskie”, ,,innowacyjne”, „niespotykane wcześniej w Polsce”, „wyjątkowe”…
Taa… Więc uznajmy, że ten malutki wycinek internetu gdzie jestem ja i inni dietetycy (których mam mogę polecić kiedyś jak chcesz) oraz inni specjaliści, którzy faktycznie znają się na tym co robią jest wolny od ryzyka przeczytania bzdur. A przynajmniej ryzyko jest bardzo niewielkie. ALBO te osoby przyznają się do błędu i go naprostują.
Lecimy z tym!
1. Wielkie „klikbajtowe” tytuły artykułów SCHUDNIJ 10 KG W TYDZIEŃ! SCHUDNIJ BEZ DIETY!
Nie czujecie się tym osaczeni? Ja trochę tak. Kiedyś nawet wchodziłam na te stronki z czystej ciekawości, ale jak wszędzie zaczęły mi wyskakiwać te rewolucyjne metody (wiesz, każda reklama, baner itp.) to zaprzestałam tej praktyki. Wchodzę rzadko. Zazwyczaj jak mi ktoś wyśle coś wyjątkowo absurdalnego (zazwyczaj moja siostra przesyła mi takie rewelacje, za co dziękuję).

Ale wiecie po co ONI to robią? Bo to działa…i to cholernie dobrze! Tak, tak, lubimy klikać w takie rzeczy… A jak już kliknęliśmy to jest duża szansa, że przeczytamy. A jak przeczytamy to jeszcze może coś kupimy, albo chociaż przejdziemy w kolejny artykuł i wyświetli się nam więcej reklam.
No masakra.
Nic mnie tak nie denerwuje jak takie tytuły na lewo i prawo otaczające nas zewsząd.
Umówmy się, ja na bank nie polecę tak daleko, ale drobny klikbajcik nie jest zły. [pssst, to tajemnica blogerów, więc nie mów nikomu]. Jednak trzeba jakoś zainteresować tematem, ale to co czasem widuje to już przesada. I nie tylko jeśli chodzi o sprawy dietetyczne… Ale też ogólnie.
2. Super porady jak schudnąć.
To jest bardzo niebezpieczne… jeju, jak mnie to wpienia!

Niestety, ale cały czas w Internecie panuje przekonanie, że jak chcesz schudnąć to musisz jeść mało, a najlepiej prawie w ogóle. Uważam, że pisanie na dużych polskich opiniotwórczych portalach rzeczy typu: „Po prostu zamiast kanapki zjedz samą szynkę z sałatą” jest wysoce słabe i okropne.
Wg mnie taka strona w try-mi-ga traci na wiarygodności. Bo widać, że artykuły nie są pisane przez osoby będące specjalistami w danej dziedzinie. Zachęcanie do diet głodówkowych i do jedzenia 3 ogórków kiszonych dziennie jest bardzo niebezpieczne i nieodpowiedzialne.
Dziwię się cały czas, że takie „newsy” nie są zarezerwowane dla działu komentarzy, bo jakoś łatwiej jest mi zrozumieć, że „przeciętny Kowalski” napisze coś takiego, a nie dziennikarz na znanym i poczytnym portalu. Grrr.
W ogóle utarło się, że jest 1 droga do odchudzania i że u każdego ona wygląda tak samo… A ja powiem, no nie! Absolutnie się nie zgadzam. To, że na jakimś serwisie piszą, że musisz robić tak czy siak nie oznacza, że to dla Ciebie będzie faktycznie optymalne. Koniec kropka.
3. Wiecznie uśmiechnięci ludzie, którzy nie mają problemów.
Zmora internetu. Często wydaje nam się przez to, co widzimy np. w mediach społecznościowych, że tylko my dostaliśmy mandat, że tylko my wylaliśmy całą kawę na siebie [no dobra, to akurat się pokazuje niekiedy, np. Janina Daily zrobiła z tego już swoisty sport], że tylko nam wydarzyła się tragedia… I wiesz, z jednej strony to rozumiem, bo może media społecznościowe nie są odpowiednim miejscem, żeby wiecznie narzekać czy płakać z różnych powodów, jakie by nie były.
Ale z drugiej strony jeśli mamy osobę, która ma zły dzień to czy nie bardziej autentycznie było by, żeby po prostu o tym powiedziała zamiast udawać, że wszystko jest ok? Myślę, że wtedy choć odrobinę zbliżyłaby się do „naszego” normalnego życia. Czaisz o co mi chodzi?
Ja staram się być z Wami szczera, czy to tutaj, czy na Instagramie (głównie chodzi mi o Stories: [klik]) i nie ukrywam tych negatywnych doświadczeń. One są, były i będą. Powiedziałabym, że są częścią naszego życia. Udawać, że niepowodzenia nie istnieją to jakby usunąć 1/5 życia. Nie wiem czy faktycznie tyle zajmują te negatywne rzeczy… może trochę przestrzeliłam, ale wybacz… nie sprawdzałam tego nigdzie.
Po prostu to wszystko jest „normalne” i na wszystko jest miejsce i tym bardziej nie rozumiem jak można olewać temat. Zwłaszcza w przypadku osób, które mają już wpływ na swoich odbiorców. Wystarczy krótka notka „Dzisiaj jest zły dzień, odezwę się jutro” i tyle. Zdecydowanie wkurza mnie taki idealny świat widoczny często na Instagramie czy Facebooku.
4. Mnogość informacji.
To przerażające, a już zwłaszcza w dietetyce. Tak właściwie można by otworzyć kilka portali, odnaleźć artykuły na jakiś konkretny temat i jest duża szansa, że na każdym przeczytamy coś z goła innego.
Ciężko się w tym odnaleźć.
Dlatego tak bardzo zachęcam Cię do weryfikowania treści, które czytasz. Czy znasz tego autora? Czy mu ufasz? To podstawowe pytania, które musisz sobie zadać przed przewertowaniem całego jego bloga od A do Z.
Zdaję sobie sprawę, że to trudne i wymaga zaangażowania, ale w takich dziedzinach jak dietetyka, fizjoterapia, medycyna to co przeczytasz realnie może wpłynąć na Twoje zdrowie lub życie!
Tym bardziej mnie zaskakuje z jaką łatwością pisane są nieraz bardzo niebezpieczne treści. Ja np. zawsze się obawiam czy napisany przeze mnie post/ artykuł/ nagrany film nie zostanie opacznie zrozumiany i czy ktoś nie zrobi sobie przez to kuku. Dziwne, że nie wszyscy mają na tyle przyzwoitości, ale nic, nie mi oceniać. Za to Ty oceniaj i bądź czujna!
5. Komentarze.
No nie mogło się bez tego obejść… zawsze jak chcę sobie podnieść ciśnienie wchodzę na pierwszą lepszą grupę żywieniową i się zaczyna… rozrywka.

Czego tam można się dowiedzieć, o wszystkim! Nie tylko o żywieniu oczywiście. Ale ja, że jestem dietetykiem to na żywieniu się będę skupiać.
Ostatnio przeczytałam o tym, że kasza gryczana jest rakotwórcza. Wynikało to z niedawnej afery, która pokazała, że w kilku próbkach kasz znaleziono zbyt wysokie poziomu glifosatu. Ale mimo wszystko pisanie, że kasza gryczana jest rakotwórcza to zbyt daleko idące wnioski! Człowieku! Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak takie ,,rewelacje” lecą przez świat. Zawsze jak coś w Internecie wybucha, to aż dziwie się jak na następny dzień wszyscy pacjenci cytują mi komentarze spod artykułu na ten temat. I tak powstają te wszystkie klickbajtowe tytuły. Komentarze to źródło zła.

Ale żeby nie było to w komentarzach też można znaleźć perełki. Jakieś ciekawe informacje , badania naukowe, wytłumaczenia, hipotezy… więc mimo wszystko lubię je przejrzeć na konkretnych grupach, stronach… Poza tym z komentarzy każdy twórca internetowy dowiaduje się czegoś o swoich odbiorcach, co nie? I na tej podstawie mogę później kombinować co Wam się podobało, a co nie. Taka jestem sprytna.
PODSUMOWANIE
Do tej listy mogłabym jeszcze dorzucić idealne zdjęcia w mediach społecznościowych, np. na Instagramie, ale sobie daruje… jest to mocno subiektywne, a poza tym helloł! Przecież sama też zawsze chcę wrzucać jak najładniejsze foty. Temat zdjęć na Instagramie postaram się ugryźć kiedyś z innej strony.
Jeśli masz swoje rzeczy, które denerwują Cię w Internecie to pisz w komentarzach, są całe dla Ciebie. Odpowiem na wszystko.
Jeśli chcesz przetestować, czy faktycznie pokazuję gorsze dni na Instagramie lub Facebooku to wbijaj:
Instagram [klik] i Facebook [[klik]](https://www.facebook.com/KasiaBednarskaDietetyk/ “Facebook”)
A tymczasem się żegnam i życzę urozmaiconego dietowania! Kasia
0 komentarzy