Chopok out of kontrol

utworzone przez | 0 komentarzy

Słuchaj, mam bloga, co już pewnie zauważyłaś bądź zauważyłeś, więc mogę tu pisać co tylko chce. A tak się składa, że mam potrzebę opisania Ci mojego wyjazdu na snowboard na Chopok (taka górka na Słowacji). Ten wyjazd był dla mnie dość interesujący, bo chyba pierwszy raz w pełni zostałam pozbawiona mojej ukochanej kontroli nad tym co będę jadła!

Już tłumaczę o co mi chodzi…

Jestem osobą o dużej potrzebie kontrolowania wszystkiego wokół. Po prostu tak mam. A przez to mocno frustruję się jak coś jest nie tak jak zaplanowałam. Cały czas nad tym pracuję i na przestrzeni lat (LAT! nie tygodni) widzę, że jest coraz lepiej. Kiedyś tak się wściekałam, że robiłam się cała czerwona a niejednokrotnie nawet płakałam… A umówmy się, to nie jest nic dobrego.

Otóż po przyjeździe do domków, w których spaliśmy okazało się, że w okolicy nie ma żadnego sklepu. NIC! To już mi się nie spodobało, bo nie mogę podskoczyć kupić czegoś jeśli będę miała ochotę (lub taką potrzebę). Na szczęście pierwszego dnia pojechaliśmy na wielkie zakupy do Lidla i faktycznie udało mi się kupić tyle, żeby przetrwać te kilka dni. Tzn. kupiłam same przekąski, które ewentualnie można było wziąć na stok. Jedzenia jako tako nie kupowałam, bo mieliśmy chodzić po knajpkach.

Tak baj de łej, zazwyczaj jak wyjeżdżam, to na obiady chodzę do knajp. Po pierwsze chce odpocząć od gotowania a po drugie zawsze jest to okazja do próbowania regionalnej kuchni. A poza tym nie oszukujmy się… Jak ktoś inny robi jedzenie to bardzo często jest po prostu smaczniejsze.

Bardzo szybko odkryłam , że nie będę zadowolona z jedynej jedynej restauracji w okolicy domków… Dania były mocno domowe, wszystko smażone i tłuste.

Ale nic, nie narzekam. Wiadomo, że na wyjazdach i tak się czasem trafia. Mimo wszystko moje poczucie kontroli w tym momencie zostało już mocno nadszarpnięte a mój wewnętrzny esesman krzyczał i ryczał! Nie, no, musiałam go zamknąć gdzieś głęboko, bo przecież nie wytrzymałabym z taką frustracją.

Chcę Ci pokazać, że ja też męczę się jak nie mogę zjeść tego co bym chciała… Jedzenie tylko po to, żeby się najeść najzwyczajniej w świecie sprawia mi dużo mniejszą przyjemność, żeby nie powiedzieć, że żadną. Ale takie umęczania się do niczego nie prowadzi, bo nic z tym nie możesz zrobić.

Ale to nie koniec przygód. Jedzenie na stokach nie okazało się lepsze…

(piwko nie moje… ograniczyłam alkohol do minimum)

Pierwszego dnia pewna siebie nie wzięłam nic z moich super bezpiecznych przekąsek zdając się tylko na to, co znajdę w knajpie. I wiecie co? Smakowało mi. Ale czy to było coś co bym zjadła z pełną przyjemnością? Niestety nie. Jadłam kiełbasę, langosza a ostatniego dnia jabłko i migdały (ostatnia propozycja to był mój własny pakunek na stok).

Mimo wszystko teraz jak na to patrzę niczego nie żałuję! Nie mam wyrzutów sumienia, bo nie ma powodu do wyrzutów sumienia i zamartwiać się o rzeczy, które wydarzyły się bez Twojej/ mojej ingerencji.

Można to uogólnić. Wiem, że niektórzy miewają wyrzuty sumienia po weekendzie spędzonym u babci, u mamy, ciociu i wujka. Bo tak jest inaczej, gorzej. Wszystko tłuste i bez warzyw. Ale nie masz na to wpływu! W ogóle nic nie możesz z tym zrobić, więc po co się zadręczać?

Wracając do Chopoka… Tak jak już pisałam, nie jestem zadowolona kulinarnie z tego wyjazdu… Ale czy to od razu sprawia, że tez wyjazd był dla mnie beznadziejny i niefajny? No nie! Było super! Spędziłam czas ze znajomymi, pośmigałam na desce, pośmiałam się i oderwałam się w końcu od mojego malutkiego mieszkania w Warszawie. Tego mi trzeba było. Myślę, że jakbym kilka lat temu pojechała na taki wyjazd z TAKIM jedzeniem, to nie byłabym równie mądra co teraz. Takie podejście- troszkę olewające trzeba wypracować… A jeśli nie rozumiesz o czym piszę i w ogóle nigdy nie miałeś bądź miałaś podobnych przemyśleń, to tym lepiej.

Prawdą jest, że straciłam kontrolę na Chopoku i nie jadłam zdrowo. Myślę, że ilość warzyw jakie zjadłam podczas tego wyjazdu (4 dni) zmieściłaby mi się na otwartej dłoni… Życie. Bywa i tak. Co ciekawe brzuch znowu mnie nie bolał.. mało razowego, mało warzyw i wszystko gra. A przypomnę, że choruję na Zespół Jelita Drażliwego, więc wydawało by się, że taka niezdrowa dieta da mi popalić.

Ogólne przesłanie z tego tekstu, czyli to co chcę, żebyś z niego wyciągnął lub wyciągnęła to to, że nie nad wszystkim mamy kontrolę w życiu i to jest okej! Trzeba się zdać na to, co się ma i nie panikować nad sprawami, które nie zależą od nas, bo i tak nic z tym nie możemy zrobić. Pamiętaj też, że zbyt duża potrzeba kontroli rodzi wiele frustracji i może skutecznie popsuć Ci dzień. Dlatego jeśli wściekasz się, tupiesz nóżką i krzyczysz jak tylko coś nie odpowiada Twoim planom to może znaczyć, że zbyt restrykcyjnie do tego podchodzisz.

Dla większości osób korzystna będzie psychoterapia, która pomoże Ci poradzić sobie z emocjami, myślami i wskaże co z czego wynika. Oczywiście dobry dietetyk, który rozumie temat też może pomóc.

Mam nadzieję, że ten wpis przypadł Ci do gustu!

A teraz turystyczna rada: Jeśli będziesz wybierać się na Chopok, to zdecydowanie polecam Ci północną stronę góry. Ja niestety byłam na południowej, a tam dużo gorsze stoki. Oczywiście można było się dostać gondolkami na stronę północną, co robiliśmy, ale ostatniego dnia poszedł komunikat, że w wyniku dużego wiatru mogą zamknąć gondole i trzeba pozostać na swojej stronie stoku. My byliśmy na tej lepszej stornie, więc musieliśmy pośpiesznie wracać i zadowolić się stroną południową. Swoją drogą oczywiście nie zamknęli w końcu tych gondolek…

Zmykam już i Ty też możesz się już oderwać od komputera lub telefonu! Napisz niżej tylko jak Ty podchodzisz do wyjazdów. Raczej trzymasz się swoich założeń czy luzujesz spodnie? Daj znać!

A tymczasem się żegnam i życzę urozmaiconego dietowania! – Kasia.

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *