Z pamiętnika dietetyka #2. Jak wygląda mój urlop?

utworzone przez | 0 komentarzy

Stało się… koniec laby! Nie ukrywam, że było mi miło na urlopie, ale życie jest życiem i trzeba wracać na ziemię. Dobrze, że chociaż lubię swoją pracę, więc nie jest tak źle. A nie zawsze tak było… miałam też czas w życiu kiedy bardzo, ale to bardzo cierpiałam jak musiałam do niej wrócić. Na szczęście te czasy już dawno minęły.

Ogólnie muszę napisać, że dwa tygodnie urlopu to dla mnie idealna długość. Przez tydzień po prostu nie zdążę wypocząć.

Mega mnie zdziwiła długość snu jaką wyciągałam. Oczywiście nie włączałam budzika, bo chciałam spać tyle, ile potrzebuje mój organizm, więc uwaga… spałam około 9 godzin lub nawet więcej! To dla mnie bardzo dużo, bo normalnie śpię ok. 7- 8 godzin. I nie powiem, bo to dało mi do myślenia. A co jeśli na co dzień śpię po prostu za mało? Może sobie tylko wmawiam, że 7 godzin to dla mnie dobra ilość snu? Niestety, ale prawdą jest, że zawsze wolę wstawać wcześniej, żeby więcej zrobić w ciągu dnia. Ale chyba muszę nad tym popracować.

PIERWSZY TYDZIEŃ URLOPU

Przez pierwszy tydzień urlop spędzałam po prostu w Warszawie. To był aktywny tydzień. Mimo tego, że nie ćwiczyłam tak „typowo”, dużo się ruszałam, chodziłam na rolki, spacery, a raz nawet na rower czy ściankę wspinaczkową. Czułam się z tym znakomicie! Ale jest też druga strona medalu, bo co dziennie jadłam na mieście… A to tajskie, a to meksykańskie… raz wpadła pizza z kurkami i polędwicą wieprzową!

Mniam, wszystko było bardzo smaczne. Lubię jeść na mieście, dlatego nauczyłam się jak to robić, żeby nie zamienić się w okrągłą kulkę. Wpadły też lody, ale tylko raz, jedna gałka, wiec szału nie ma.

Jedzenie na mieście

Z jedzeniem na mieście niestety jest taki problem, że jest z reguły tłustsze i bardziej kaloryczne niż domowe jedzenie. Mimo wszystko mam wrażenie, że wybierałam zawsze te „lepsze” opcje i jakoś nie mam z tym problemu. Oczywiście mogłabym jeść sałatki. Ale tak szczerze mówiąc – nie lubię. Jeszcze nigdy nie dostałam takiej sałatki, żeby się najeść, więc bez sensu.

To co mogę zasugerować to ograniczanie kalorii na mieście z płynnych rzeczy… tzn. do obiadu warto zamawiać jednak wodę, a nie colę czy lemoniadę (lemoniady w wielu knajpach to po prostu rozcieńczony syrop cukrowy o smaku cytryny). Jeśli chcesz wypić piwko, to może wybierz te 0% i nie smakowe?

DRUGI TYDZIEŃ URLOPU

Kolejny tydzień był już zupełnie inny i mniej po mojej jedzeniowej myśli… Pojechaliśmy do Krynicy Morskiej, a potem były Mazury z przyjaciółmi. Spędziłam miło czas, więc ogólnie nie narzekam. Już kiedyś pisałam o tym, że odkąd mniej restrykcyjnie podchodzę do wyjazdów jest mi lepiej (tekst znajdziesz tutaj [klik]).

Krynica Morska

Starałam się jak mogłam, czyli:

  • do każdego posiłki jadłam warzywa (nawet jeśli zamówiona surówka była wielkości małej filiżanki – spoko, nie nad wszystkim trzeba mieć kontrolę),
  • z reguły nie wybierałam panierowanych i smażonych opcji,
  • kupowałam i jadłam owoce,
  • dużo się ruszałam (przynajmniej w Krynicy)
  • piłam dużo wody i mało (praktycznie w ogóle) czegoś innego do picia.

To właśnie w Krynicy Morskiej udało się pójść na rower! Więc wyjazd super.

Codziennie też jadłam rybkę na obiad z czego tylko raz była to taka typowa smażona w panierce. Zazwyczaj staram się wybierać coś pieczonego albo grillowanego. Niestety ryby z Bałtyku są jednymi z najbardziej zanieczyszczonych*, ale jem je tylko nad polskim morzem, więc na pewno mój organizm na tym nie ucierpiał.

* https://mir.gdynia.pl/ocena-narazenia-konsumentow-ryb-na-szkodliwe-dzialanie-zanieczyszczen/?fbclid=IwAR3LceZBTnu8b3j-2rbwWwelrJ9wLc-BYNZheP2lDvc7SdlwF3JXJLTmgKU

Ale mimo wszystko wpadły też gofry i lody (wiecie, te kręcone świderki), których nie chciałam sobie odmawiać. Poza tym, było okej. Na plażę kupiłam nawet musli i zjadłam z jogurtem… Także da się!

Mazury

Mazury poszły trochę gorzej, bo codziennie jadłam słodycze i chipsy! Tak, tak, dobrze czytasz.

Nie były to jakieś mega ilości, bo nigdy nie należałam do osób, które zjadają całą czekoladę na raz, ale codziennie coś się pojawiło.

Było też mniej chodzenia, ale za to trochę popływałam w jeziorze (i poskakałam z pomostu do wody – nawet nie uwierzycie jak się przy tym zmęczyłam!) i udało mi się nawet 2 razy porozciągać się.

Pocieszające jest to, że dorośliśmy już wszyscy do tego, żeby do grilla były sałatki lub chociaż grillowane warzywa. Więc warzyw było pod dostatkiem. Jadłam też owoce, o czym również warto pamiętać! Chociaż tyle źródeł błonnika, witamin i fitozwiązków. Z mięsa na grilla jadłam głównie kurczaka i szaszłyki drobiowe (znowu warzywa! Jupi!), ale wpadł też burger, 1 kiełbaska (dla smaka- uwielbiam taką z grilla) czy nieprzyzwoite ilości sera haloumi.

Trochę marudzenia…

Co mnie martwi to, to, że zarówno w Krynicy Morskiej jak i na Mazurach restauratorzy nie wiedzą co to są opiekane ziemniaczki, bo miałam wrażenie, że wszystko z ziemniaków i tak było smażone. Dokładnie tak jak frytki. To już naprawdę wolałabym zamówić frytki… Ale czepiam się, wiem… Po prostu na dodatku węglowodanowym też można „zaoszczędzić” w prosty sposób kalorie. Najlepiej byłoby zamówić kaszę albo ziemniaki z wody, ale nie wszędzie, jak się okazuje, jest taka opcja.

Jedyne prawilne ziemniaczki pieczone.

CZY MIAŁAM PO TYM WYRZUTY SUMIENIA?

NIE!

Już dawno to wypracowałam , żeby wyrzuty sumienia się nie pojawiały. Szkoda na nie czasu i zasobów. Wyrzuty sumienia zżerają od środka.

Chciałabym jednak podkreślić, że moim zdaniem, jeśli na co dzień nie podchodzisz do jedzenia „zero- jedynkowo” albo „wszystko albo nic”, to na urlopie, na wyjazdach dużo łatwiej będzie Ci jeść po prostu normalnie. Przecież nie zakazujesz sobie jeść słodyczy… Więc automatycznie mózg Cię do nich nie ciągnie, bo nie są niczym „zakazanym”.

Gofry oczywiście z górą owoców (i bitej śmietany).

Tak naprawdę, to jak jesz na co dzień będzie Ci pomagać na urlopie lub przeszkadzać. Jeśli jesteś „ciągle na diecie” to nic dziwnego, że będąc na urlopie i trochę luzując rzucisz się na to, za czym tęsknisz. Tak to działa. Raczej tego nie przejdziesz.

Poza tym uważam, że jesteśmy rozumnymi istotami i mamy swoje mózgi. Jak nie chcesz zjeść ciastka, to nie musisz go jeść, tylko dlatego, że ktoś inny Ci je postawić przed nosem. Dokonujesz własnych wyborów, a później trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. O oczekiwaniach do jedzenia i konsekwencjach naszych wyborów pisałam w artykule tutaj: [klik].

Jeszcze inaczej, to tylko kilka dni w skali całego miesiąca, także jestem przekonana, że jeśli dokonujesz dobrych wyborów na co dzień, takie kilka dni większej rozpusty tragedii nie zrobią. Bo przecież w domu wracasz do dobrych nawyków, prawda?

PODSUMOWANIE

Jakbym miała wszystko podsumować w takie zasady co można zrobić, żeby przetrwać urlop to byłoby to na bank:

  • Nie wybieraj smażonego i w panierkach.
  • Do każdego obiadu jedz warzywa.
  • Jedz owoce- dadzą Ci sytość, witaminy i fitozwiązki, a na dodatek zaspokoją apetyt na słodkie (przynajmniej w pewnym stopniu).
  • W miarę możliwości rezygnuj z frytek i innych smażonych ziemniaków. Weź pieczone ziemniaczki lub ziemniaki z wody.
  • Do ugaszenia pragnienia wybieraj wodę. Raczej zrezygnuj z soków, napojów czy piwka do każdego obiadu.
  • Jeśli chcesz wypić kawę, wybieraj zwykłą z odrobiną mleka, a nie latte czy inne mokki z bitą śmietaną i lodami. Tego nie chcemy, a taka kawa może mieć nawet 400 kcal! To bardzo dużo jak na napój. Na kawie też można zaoszczędzić kalorii.
  • Lody wybieraj jak najbardziej proste. Czyli może uda Ci się zrezygnować z posypki „Lion” lub smaku ciasteczkowego? Waniliowe, śmietankowe, czekoladowe, sorbety będą okej.

Prawdą jest, że na wyjazdach czy urlopach nie mamy pełnej kontroli nad tym co jemy i nigdy nie wiadomo na co się trafi. Oczywiście możemy wybierać lepsze opcje, ale niech pierwszy rzuci kamień, kto nie wybrał z wielką nadzieją grillowanych warzyw, podczas gdy później okazały się być oblane potrójną porcją oliwy. Można też pytać kelnerów i kombinować. Do tego zachęcam, ale na mnie zawsze nie dość, że krzywo patrzą kelnerzy to jeszcze mąż.

Mazury takie piękne!

Jak widzisz mój urlop jednak w pewnym stopniu kręci się w okół jedzenia, ale nie jest to na pewno obsesyjne i nastręczające smutków. Uważam, że jakby każdy tak podchodził do urlopów/świąt/ wyjazdów, to w Polsce procent osób z nadwagą czy otyłością mógłby być trochę niższy (to takie moje luźne przemyślenie). Mam nadzieję, że Wasze urlopy też będą tak udane jak moje! Smacznego wypoczynku!

A tymczasem się żegnam i życzę urozmaiconego dietowania! Kasia

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *